Poszukując warszawskich ostańców warto zajrzeć na ulicę Nowogrodzką. Na tej minimalnie dłuższej niż 2 km ulicy zachowało się wiele pięknych kamienic, z tą pod numerem 12 na czele. Budynek według projektu Maurycego Kastena wzniesiono w latach 1903-1904 – o czym do dziś dnia przypominają nam daty umieszczone na dwóch bocznych ryzalitach. Pierwotnie kamienica należała do Feliksa i Julii Polaminów. W późniejszych latach kilkakrotnie zmieniała swoich właścicieli, aż do lat 90 XX wieku kiedy to nastąpiła rewaloryzacja. Na szczęście ani zmiany właścicieli, ani zawierucha wojenna czy zmiany ustroju Polski nie pozbawiły kamienicy jej piękna. A podziwiać można naprawdę wiele. Bogato zdobiona secesyjnymi motywami fasada przyciąga wzrok. Każde z pięter wyposażono w dodatkowe elementy architektoniczne. Warto przystanąć na chwile i przyjrzeć się kunsztowi architekta. Na pierwszym piętrze znajdziemy okazałe loggie zdobione toskańskimi kolumnami. Bezpośrednio nad nimi znajdują się balkony drugiego piętra.Na tej kondygnacji umieszczono również płaskorzeźby z motywem kobiecym. Trzecie piętro to trzy okazałe balkony z ciekawymi żeliwnymi balustradami. Również poddasze ma swój unikalny charakter tu znajdują się – wspomniane wcześniej – ryzality, zaś w części środkowej dostrzeżemy attykę. Całość wieńczy wysoki,blaszany dach. Robiąc zdjęcia z zewnątrz miałam nadzieję, że główna klatka schodowa jest równie okazała i nie rozczarowałam się.Głównym motywem zdobień są tu kwiaty. Znajdziemy je w stolarce drzwi,sztukaterii sufitu ostatniego piętra jak i w pięknej żeliwnej balustradzie schodów. Klatkę wyróżnia od pozostałych nie tylko mocny, czerwony kolor ścian, ale i ciekawe wykończenie schodów. Kamienica ma trzy oficyny, układ wszystkich jej ścian tworzy tzw. studnię. Fasady od podwórza są proste zwieńczone pulpitowym dachem. A jednak i tu znajdziemy coś wyjątkowego- drewniane zabudowane loggie. Wyjątkowe i rzadko w Warszawie spotykane. Budynek według projektu Maurycego Kastena wzniesiono w latach 1903-1904 – o czym do dziś dnia przypominają nam daty umieszczone na dwóch bocznych ryzalitach. Pierwotnie kamienica należała do Feliksa i Julii Polaminów. W późniejszych latach kilkakrotnie zmieniała swoich właścicieli, aż do lat 90 XX wieku kiedy to nastąpiła rewaloryzacja. Na szczęście ani zmiany właścicieli, ani zawierucha wojenna czy zmiany ustroju Polski nie pozbawiły kamienicy jej piękna. A podziwiać można naprawdę wiele. Bogato zdobiona secesyjnymi motywami fasada przyciąga wzrok. Każde z pięter wyposażono w dodatkowe elementy architektoniczne. Warto przystanąć na chwile i przyjrzeć się kunsztowi architekta. Na pierwszym piętrze znajdziemy okazałe loggie zdobione toskańskimi kolumnami. Bezpośrednio nad nimi znajdują się balkony drugiego piętra.Na tej kondygnacji umieszczono również płaskorzeźby z motywem kobiecym. Trzecie piętro to trzy okazałe balkony z ciekawymi żeliwnymi balustradami. Również poddasze ma swój unikalny charakter tu znajdują się – wspomniane wcześniej – ryzality, zaś w części środkowej dostrzeżemy attykę. Całość wieńczy wysoki,blaszany dach. Robiąc zdjęcia z zewnątrz miałam nadzieję, że główna klatka schodowa jest równie okazała i nie rozczarowałam się.Głównym motywem zdobień są tu kwiaty. Znajdziemy je w stolarce drzwi,sztukaterii sufitu ostatniego piętra jak i w pięknej żeliwnej balustradzie schodów. Klatkę wyróżnia od pozostałych nie tylko mocny, czerwony kolor ścian, ale i ciekawe wykończenie schodów. Kamienica ma trzy oficyny, układ wszystkich jej ścian tworzy tzw. studnię. Fasady od podwórza są proste zwieńczone pulpitowym dachem. A jednak i tu znajdziemy coś wyjątkowego- drewniane zabudowane loggie. Wyjątkowe i rzadko w Warszawie spotykane.
Pięknie. Uwielbiam kolor klatki schodowej, nietypowy, a dzięki niemu jest tak przytulnie. Plus szachownica połączona z szarutkim marmurem. Wchodziłabym.
Również jest fanką jej kolorystyki. Ta klatka ma swój niepowtarzalny urok i jest wyjątkowa w skali warszawskiej.
Dom dzieciństwa.
Dobrze, że opiera się rozbiórkom. Chociaż podwórko, po 55 latach ciągle z trzepakiem, nigdy nie było fajnym miejscem do zabawy.
Szczególnie, że w bramie był bar „Jeleń”, a może „Pod Jeleniem”.
Ale mimo wszystko wzruszające.